 |
Centrala firmy Ericpol Telecom Sp. z o.o. w Łodzi
Ericpol Telecom Sp. z o.o. powstał 20 lat temu w Łodzi. Od momentu założenia firma rozpoczęła współpracę z szwedzkim dostawcą telekomunikacyjnym – Ericssonem, która trwa do dzisiaj.
Wraz z upływem lat Ericpol rozszerzał ofertę usług, skutecznie konkurując na światowym rynku. Obecnie na sukces Grupy Ericpol pracuje 1200-osobowy zespół ludzi w trzech filiach w Polsce oraz w spółkach zależnych w Szwecji, na Ukrainie i Białorusi.
Dzięki ich wiedzy i wieloletniemu doświadczeniu Ericpol zdobył opinię niezawodnego partnera, stając się największym polskim eksporterem z branży ICT.
Foto dzięki uprzejmości Ericpol |
|
Łódź - 3 października 2011
Ericpol Telecom znalazł się na liście 500 największych na świecie dostawców oprogramowania i usług teleinformatycznych.
Autorem tegorocznej 29. edycji rankingu „The Software 500” jest wydawnictwo Software Magazine.
 |
Biuro oddziału firmy Ericpol Telecom Sp. z o.o. w Krakowie
Foto dzięki uprzejmości Ericpol |
|
Głównym kryterium, na którego podstawie powstaje ranking The Software 500, są wyniki finansowe średnich i dużych firm z branży IT za rok 2010.
Obejmuje dochody pochodzące ze sprzedaży licencji, usług wsparcia i utrzymania, szkoleń, consultingu i innych usług związanych z oprogramowaniem.
 |
Strona tytułowa Software Magazine z 29. edycją rocznego rankingu „The Software 500” w 2011 roku.
Foto dzięki uprzejmości Ericpol |
|
Software Magazine opublikował wyniki 28 września 2011 roku.
 |
Czołówka firm światowego rankingu „The Software 500” w 2011 roku.
Foto dzięki uprzejmości Ericpol |
|
Po raz pierwszy w prawie 30-letniej historii rankingu na liście 500 największych producentów oprogramowania i dostawców usług IT znalazła się firma z Polski.
Ericpol z dochodami sięgającymi 53,8 mln USD zajął 310. miejsce.
 |
Miejsce polskiej firmy Ericpol Telecom w światowym rankingu „The Software 500” w 2011 roku.
Foto dzięki uprzejmości Ericpol |
|
„To już kolejny międzynarodowy ranking, w którym uwzględniono naszą pozycję. Ta sytuacja oznacza, że w międzynarodowym świecie technologii informatycznych firma z Polski ma swój wkład. Dodatkowo sympatyczny jest fakt, że są to inżynierowie z firmy Ericpol. Mamy nadzieję, że coraz więcej polskich firm będzie się pojawiało na takich listach” – powiedział
Paweł Szczerkowski, Dyrektor Generalny firmy Ericpol.
Rezultaty rankingu The Software 500 za rok 2010 wskazują na 10 proc. wzrost dochodów branży w porównaniu do wyników roku poprzedniego, zaś
dochody wszystkich 500 największych na świecie dostawców oprogramowania i usług IT wyniosły 541,5 mld USD.
 |
Lokalizacja centrali i oddziałów firmy Ericpol Telecom na terenie Polski oraz spółek zagranicznych na terenie Szwecji, Ukrainy i Białorusi.
Foto dzięki uprzejmości Ericpol |
|
Ranking adresowany jest do prezesów firm IT oraz kadry zarządzającej. Odzwierciedla kondycję znajdujących się na nim firm oraz dynamikę branży.
 |
Foto dzięki uprzejmości Ericpol |
|
The Software 500 to również źródło informacji i referencji dla dużych organizacji szukających solidnych partnerów biznesowych.
W dniu 17 października 2011 roku ukazał się w Internecie wywiad, jakiego udzielił Jan Smela, założyciel i prezes spółki Ericpol Telecom, redaktorowi Przemysławowi Poznańskiemu z „Gazety Wyborczej”.
 |
Jan Smela, założyciel, prezes i właściciel Ericpol Telecom Sp. z o.o.
Absolwent Royal Institute of Technology w Sztokholmie, gdzie uzyskał tytuł magistra inżyniera w dziedzinie Fizyki Inżynieryjnej.
Ma ponad 30-letnie doświadczenie w sektorze IT.
Jest członkiem jury konkursu o Międzynarodową Nagrodę im. Stefana Banacha oraz członkiem Rady Mecenasów Wyższej Szkoły Europejskiej im. Józefa Tischnera w Krakowie.
Foto dzięki uprzejmości Ericpol Telecom |
|
Dzięki uprzejmości Redakcji „Gazeta Wyborcza” zamieszczamy poniżej treść tego wywiadu.
Szczęście? W biznesie nie ma takiego słowa
„Sukces zawdzięczam umiejętności oceny sytuacji i darowi organizacyjnemu. Oraz pracy po nocach” - opowiada
Jan Smela, założyciel i prezes spółki Ericpol Telecom z powodzeniem konkurującej z największymi światowymi koncernami.
 |
Jan Smela, prezes Ericpol Telecom i prof. S. Jackowski, prezes Polskiego Towarzystwa Matematycznego.
Foto dzięki uprzejmości PTM |
|
Do Szwecji wyemigrował w 1976 roku jako 26-latek.
Nie tyle za pracą, ile za wiedzą - w Sztokholmie skończył Royal Institute of Technology i rozpoczął pracę w koncernie Ericsson.
W 1991 roku podjął decyzję o powrocie do Polski i założeniu spółki współpracującej ze szwedzkim koncernem.
Na początku Smela zatrudniał cztery osoby, dziś Ericpol Telecom zatrudnia 1200 osób w Polsce, na Białorusi, Ukrainie i w Szwecji.
Ericpol specjalizuje się w produkcji i rozwoju oprogramowania dla telekomunikacji, M2M (komunikacji między maszynami) oraz przedsiębiorstw opierających działalność na nowoczesnych technologiach.
W maju 2011 roku spółka jako jedyna z Polski znalazła się na ogłaszanej w Dolinie Krzemowej liście najlepszych firm outsourcingowych na świecie.
 |
Foto dzięki uprzejmości Ericpol |
|
Ranking "The Global Outsourcing 100" tworzy międzynarodowe stowarzyszenie IAOP (International Association of Outsourcing Professionals).
Na liście znaleźli się
liderzy branży oraz
wschodzące gwiazdy tego biznesu.
Ericpol - w tej drugiej kategorii.
Firma Jana Smeli współpracuje też z operatorami telekomunikacyjnymi za granicą, takimi jak Orange (France Télécom), Telefonica, T-Mobile (Deutsche Telekom), AT&T, TeliaSonera; w Polsce współpracuje z Polkomtelem, PTC, Alcatel-Lucent oraz dostawcami przemysłu samochodowego
Magneti Marelli i Autoliv.
Jan Smela jest członkiem jury konkursu o Międzynarodową Nagrodę im. Stefana Banacha oraz
członkiem Rady Mecenasów Wyższej Szkoły Europejskiej im. Józefa Tischnera w Krakowie.
 |
Wybrane nagrody i wyróżnienia przyznane firmie Ericpol w 2010 i 2011 roku.
Foto dzięki uprzejmości Ericpol |
|
Przemysław Poznański: "Mam na siebie lepszy pomysł" - tak pan powiedział pewnego dnia swoim szefom w szwedzkim Ericssonie. Nie bał się pan rzucać dobrą pracę w Szwecji i wracać do kraju?
Jan Smela: Zawsze chciałem zostać biznesmenem. Ostatecznie zostałem jednak inżynierem, skończyłem studia w Szwecji, aż w końcu zacząłem pracować w Ericssonie.
Ale studiowałem też przez dwa lata w Polsce i wiedziałem doskonale, że nie ma żadnych różnic między dobrym inżynierem w naszym kraju a dobrym inżynierem w Szwecji.
Zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób można by to wykorzystać.
Pion, w którym pracowałem, miał wtedy problemy z chętnymi do pisania instrukcji służących do testowania oprogramowania - to taka czynność, która wymaga od inżyniera dużego doświadczenia i dużej wiedzy, ale sama w sobie jest nieco żmudna.
Dlatego doświadczeni inżynierowie nie garnęli się do tych prac, a młodzi się nie nadawali.
To było krótko po obaleniu komunizmu w Polsce - powiedziałem szefowi, że instrukcje do testowania będziemy pisać w Polsce. I on ten pomysł kupił.
Tak po prostu?
- Pokazałem mu, że w Polsce stawka za taką pracę to 70 koron, a w Szwecji 500-700.
To była przepaść. W 1991 roku założyłem Ericpol, który miał zatrudniać polskich inżynierów do testowania oprogramowania, ale to nie jest tak, że od razu odszedłem z Ericssona. Jestem ostrożnym człowiekiem, ze szwedzkiego koncernu odszedłem dopiero w 1995 roku. Chciano mnie zrobić szefem działu i postawiono mi ultimatum: albo praca tylko dla Ericssona, albo firma w Polsce.
Wtedy zatrudniałem ok. 20 osób i nie mogłem ich zostawić.
Na początku było jednak bardzo trudno.
Ale szczęście panu dopisało.
- Z tym szczęściem to wie pan...
Nie wierzy pan w szczęście?
- Nie. W moim przypadku polegało to na tym, że wszystko to, co moi ludzie mieli zrobić w Polsce, umiałem też zrobić ja sam.
Tak naprawdę przy pierwszych projektach, kiedy jeszcze mieszkałem w Szwecji, a w Polsce zatrudniałem cztery osoby, sam robiłem wszystko po nocach, jednocześnie ucząc kolegów. Efekt się spodobał i dostałem 120 następnych zleceń.
Przez pierwsze dziesięć lat wszystko, co było robione w naszej firmie, potrafiłem zrobić sam, więc w każdej chwili mogłem zastąpić dowolnego pracownika.
To miało kolosalne znaczenie.
Wiedziałem, ile dana czynność zabiera czasu, i nikt mi nie mógł powiedzieć, że się nie da. Bo ja wiedziałem, że się da.
Wie pan, jak to jest - jak się ludziom daje coś nowego do zrobienia, to z reguły mówią: Nie da się. Wolą robić to, czego się nauczyli wcześniej.
Ja zawsze pytałem: A dlaczego się nie da?
Czy to dobra metoda robienia biznesu?
- Najlepszą odpowiedzią jest pokazanie, gdzie się teraz po 20 latach znajdujemy - 90 proc. naszych przychodów pochodzi z Ericssona i jesteśmy jednym z czterech głównych na świecie dostawców dla tego koncernu.
Warto wiedzieć, że trzy pozostałe firmy razem zatrudniają 300 tys. osób, a my z nimi konkurujemy, choć u nas pracuje tylko 1200 osób.
I współtworzymy najnowszą technologię, pracujemy z 3G, zaczynamy pracować z technologią LTE.
Czy uzależnienie przychodów od jednej firmy nie jest zbytnim ryzykiem?
- Jest prawdą, że Ericsson zawsze może zlecić kontrakt którejś z konkurencyjnych firm.
A konkurencja idzie na noże, żeby wygrać, nie wolno się potknąć.
Wy się nie potykacie?
- Niedawno po niemal dwudziestu latach pracy zdarzyło nam się potknąć na jednym projekcie, jednym z ponad 600 zrobionych do tej pory. To nawet nie do końca była nasza wina, ale odbija nam się to czkawką już półtora roku.
Jak objawia się ta czkawka?
- Przypominają nam, że mieliśmy problem z terminowością. Nie ma zmiłuj. Klient ma swoje KPI (mierniki jakości).
Mierzy koszty, czas, efektywność, jakość.
Jest nawet wskaźnik opierający się na postrzeganiu firmy kontrahenta - decydent wybierający dostawcę nie musi nawet odpowiadać, dlaczego wybrał do współpracy tę firmę, a nie tamtą.
Wystarczy, że jego postrzeganie ewentualnego kontrahenta jest negatywne.
Nam ten wynik sprzed półtora roku jeszcze niedawno ciążył w średniej ocenie. Jego zatarcie następuje dopiero teraz, na jesieni.
Mimo że przez dwadzieścia lat nie potknęliśmy się na żadnym innym projekcie.
W biznesie nie ma miejsca na sentymenty?
- Czasem jest. Dlaczego jedno z biur mamy w Krakowie?
Mogę panu opowiadać cuda-niewidy, że są tam wspaniałe uczelnie, mądrzy ludzie, najwięcej studentów w Polsce...
To wszystko prawda, ale najważniejszy powód to ten, że moja żona jest z Krakowa.
I nie chciała przenosić się do Łodzi.
Czy dziś możliwe jest powtórzenie tego, co zrobił pan 20 lat temu?
- Można próbować. Ale jeśli nie ma pan referencji, to trudno jest się przebić i nie jest łatwo zdobyć kontrakt.
Jak pan znajdzie jakiś koncern i powie: Mam dwudziestu geniuszy i firmę w Polsce czy w Rosji, to usłyszy pan: Tak? Fajnie, powodzenia.
Ale jeśli spotka pan człowieka, który szuka konkretnych ludzi, bo ma do zrobienia kontrakt z Japonią, i pan mu tych konkretnych ludzi o konkretnych specjalizacjach dostarczy, to szansa na współpracę wzrośnie.
Ale musi pan ich dostarczyć natychmiast, a nie za pół roku, jak ich pan znajdzie.
Moja rada: trzeba poznać klienta i dowiedzieć się, co dla niego w danym momencie jest ważne: cena, jakość czy czas.
To jest bardzo ważne.
Trzeba o to pytać klienta, choć ostrzegam, że on i tak nie odpowie.
Ale trzeba go wyczuć, analizować jego wypowiedzi i sytuację.
Jeżeli idzie mu tak sobie, to pewnie najważniejsza będzie cena i musi pan dać najniższą, a jak jest boom, to dla klienta liczy się czas.
To pańska recepta na sukces w biznesie?
- Nie mam recepty. Mogę mówić za siebie - cechy, które zdecydowały o tym, że mi się udało, to owa umiejętność analizowania sytuacji i ludzi, wyciągania wniosków oraz zmysł organizacyjny.
Sam sobie potrafię zorganizować pracę, innym też.
I jeszcze trzeba mieć siłę, by to, co zaplanowane, konsekwentnie realizować.
A to nie jest proste.
Wie pan, w jakich warunkach konkurujemy, my, Polacy?
Jak Szwajcar przychodzi do zachodniego koncernu i mówi, że wykona zamówienie, ale za 200 euro za godzinę, to nikt nie dyskutuje.
A jak polska firma mówi, że za to samo, przy zachowaniu identycznej jakości, weźmie 50 euro, to i tak kręcą nosem i każą udowadniać, że firma cokolwiek potrafi.
Myślę, że to zadanie dla rządu, by popracować nad wizerunkiem Polski.
Przy okazji warto by też poprawić system kształcenia. On świetnie przygotowuje merytorycznie, ale jeśli chodzi o odważne, kreatywne myślenie, o to, by nie bać się pójść inną drogą, to nie jest dobrze.
Kryzys gospodarczy dał się panu we znaki?
- Znacząco. Powiększyliśmy się o 30 proc. (śmiech). To nie jest żaden fenomen. To tylko to, o czym panu mówiłem: był kryzys, więc najważniejsza stała się cena, a my mogliśmy produkować w tej samej jakości co inni, ale taniej niż na przykład w Szwecji.
To dlatego założył pan spółki na Białorusi i Ukrainie?
- Stawki w Polsce rosną. Wciąż nie są z biznesowego punktu widzenia złe i w zasadzie nie potrzebujemy jeszcze dziś firm na Białorusi czy Ukrainie. Ale jeśli w najbliższej przyszłości chcemy być konkurencyjni, to musimy dywersyfikować prace i w pewnych obszarach zlecać je na Wschodzie.
Jak pan robi biznes, to najważniejsze jest, żeby się ten biznes kręcił.
Może pan mówić: Jestem patriotą i będę robił biznes tylko w Polsce.
To może i dobra postawa, tylko że inna firma, z zagranicy, powie: Ja chrzanię, pójdę tam, gdzie jest taniej.
I jak przyjdzie panu konkurować z tą firmą, to ona przedstawi lepszą ofertę. Skończy się tym, że nie będzie pan produkował ani w Polsce, ani nigdzie.
Rozmawiał Przemysław Poznański
Źródło: „Gazeta Wyborcza” - 17.10.2011
http://wyborcza.biz/
ASTROMAN magazine